Dla jednych Wielkanoc to czas zadumy i nadziei. Dla innych – ostatnia chwila oddechu przed kolejną porcją eurokratów serwujących nam „zielone jaja z niespodzianką”. Aż chce się zapytać: czy ktoś w Komisji Europejskiej odważy się w tym roku odrodzić jako realista?
Unia Europejska, drodzy Czytelnicy, przeżywa właśnie swój własny Wielki Tydzień – pełen cierpienia i upadków. Jednak zamiast refleksji i opamiętania – ma kolejne pomysły na „ratowanie planety” kosztem europejskiego przemysłu, portfela i zdrowego rozsądku. Ostatnie propozycje Clean Industrial Deal czy rzekomy „plan wsparcia dla motoryzacji” to nie ratunek, tylko plaster na złamany kręgosłup gospodarki.
Motoryzacja? Przesunięcie limitu emisji dla aut spalinowych o trzy lata to mniej więcej taka ulga, jak decyzja kata, że zamiast jutro – wykona swój obowiązek w piątek. Zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku wciąż wisi nad branżą, fabryki zamykają się po cichu, a związkowcy już szukają schronienia – może pod jakimś panelem słonecznym? Na horyzoncie nie ma ratunku, bo przecież nikt nie słucha przemysłu. Zamiast realnego planu mamy magiczne zaklęcia o „zielonej transformacji z ludzką twarzą”. Cóż, Lenin też miał kiedyś taką wersję.
Tymczasem europejskie gospodarki kaszlą, chrząkają i siadają na wózku inwalidzkim, a Bruksela próbuje im wcisnąć nowe buty do biegania. Oczywiście ekologiczne. Może i modne, ale niestety – rozmiar zupełnie nie ten. Zamiast planu odbudowy konkurencyjności – konferencje, deklaracje, komunikaty prasowe. A wszystko to z niezachwianą wiarą, że jak się tylko mocno uwierzy, to same z siebie powstaną fabryki baterii, mikroczipów i zielonej stali.
Jest jednak promień nadziei. Jak Wielkanoc przypomina nam o tym, że nawet po najbardziej mrocznym czasie przychodzi poranek, tak i my możemy mieć nadzieję na odrodzenie… rozsądku. Jednak i tu potrzeba prawdziwego cudu. Bo jak dotąd jedyne, co w Brukseli skutecznie się rozmnaża, to regulacje, zakazy i powołania do nowych agencji. Dobrze chociaż, że jeszcze nie wymyślili Europejskiego Komitetu ds. Prawidłowego Malowania Jajek.
Nie tracę jednak ducha. Bo wiem, że Europa potrzebuje nie kolejnej tablicy informacyjnej o „zielonym wsparciu”, tylko prawdziwego restartu – opartego na produkcji, inwestycjach, technologii i wolnym rynku. Oby przyszłe miesiące przyniosły więcej refleksji i mniej unijnej twórczości legislacyjnej.
W tym duchu – życzę Wam, drodzy Czytelnicy, spokojnych i zdrowych Świąt Wielkanocnych. Obyście znaleźli w koszyczku nie tylko kiełbasę i jajko, ale też zdrowy rozsądek – towarek coraz rzadszy, zwłaszcza w instytucjach europejskich.
Daniel Obajtek
Europoseł