Karol Nawrocki prezydentem? A jakże. Ku rozpaczy liberalnych elit, które nadal nie mogą się otrząsnąć po tym, że Polacy wciąż głosują sercem i głową, a nie na podstawie warszawsko-salonowych wytycznych. Symptomatyczne, jak bardzo ten fakt boli tych, którzy od lat usiłują wmówić Polsce, że narodowy interes to przeżytek, a suwerenność energetyczna to klimatyczne bluźnierstwo. Tymczasem Polacy wybrali człowieka, który nie tylko rozumie historię – ale i przyszłość. Tę prawdziwą, opartą na realiach, a nie prezentacjach z Brukseli, na których wiatraki kręcą się bez wiatru, a przemysł produkuje bez emisji i bez ludzi.
Prezydent elekt to (w przeciwieństwie do przegranego kontrkandydata) człowiek z kręgosłupem, konserwatywny do szpiku, a zarazem nowoczesny tam, gdzie naprawdę trzeba – w myśleniu strategicznym o przyszłości kraju. I co najważniejsze: gotów bronić Polaków przed szaleństwem Zielonego Ładu.
Nie miejmy złudzeń. Bruksela nie prowadzi już polityki klimatycznej – prowadzi politykę deindustrializacji. W imię „Fit for 55” Unia wpycha państwa członkowskie w spiralę samounicestwienia. Polska, która zaledwie kilka lat temu zrzuciła z siebie energetyczną zależność od Moskwy, dziś ma – wedle planów Komisji Europejskiej – podporządkować się kolejnemu centralnemu dyktatowi, tym razem klimatycznemu. Czyli z deszczu pod rynnę, z tą różnicą, że rynna już kasuje nas za emisję CO₂.
ETS 2? Nowy podatek na kierowców i właścicieli domów. CBAM? Biurokratyczny bat, który nie uderza w chińskich producentów, tylko w naszych importerów. Fit for 55? Narzucony plan przyśpieszonego odchodzenia od węgla i gazu. Nawrocki rozumie jedno: Polska potrzebuje transformacji – ale transformacji mądrej, nie samobójczej.
Prezydent Nawrocki nie będzie klaskał eko-fanatykom von der Leyen. On wie, że Polska to nie testowe laboratorium unijnych dogmatów. To kraj, który jeszcze nie tak dawno musiał odbudowywać swoje bezpieczeństwo energetyczne krok po kroku. I teraz miałby to oddać w ręce eurokratów, którzy nie potrafią zorganizować rozsądnego wspólnego rynku energii?
Wbrew temu, co sączą media głównego nurtu, Zielony Ład w obecnym kształcie nie oznacza ekologicznego odrodzenia. Oznacza rosnące rachunki, likwidację miejsc pracy i marginalizację przemysłu. Dla bogatych – wyższe koszty. Dla biednych – wykluczenie. Dla Polski – dryf ku peryferiom.
I tu właśnie potrzebny jest prezydent twardo stąpający po ziemi. Ktoś, kto nie będzie się wstydził bronić polskiego węgla, gazu, atomu, przemysłu i miejsc pracy. Kto postawi veto, kiedy Bruksela znów spróbuje jednym rozporządzeniem wyłączyć połowę naszego kraju z cywilizacji.
Nawrocki nie idzie do Pałacu po ordery. Idzie tam po to, by być zaporą. Dla tych, którzy chcą przekształcić Unię w klimatokratyczną oligarchię. I dla tych w kraju, którzy gotowi są sprzedać suwerenność w zamian za poklask w europejskich mediach.
Polska potrzebuje dziś lidera – nie emisariusza cudzych interesów. I oto go ma.
Daniel Obajtek
Poseł do Parlamentu Europejskiego